Należało by napisać że nie wiem okaże się jesienią czy warroza trzyma się na tyle mocno aby pokonać zimą pszczelą rodzinę. Czy może jednak została skutecznie ograniczona do stanu takiego że pszczela rodzina przetrwa zimę tę i kolejne następne
A jak podawałem kwas można obejrzeć na tym filmie.
Dzisiaj jak przeglądam rodzinki to warrozy na pszczołach nie widzę to jest dobrze, jak również pszczółek z porażeniem, czyli takich bez skrzydełek i pokręconych.
Dodatkowo sprawdzam czerw trutowy, nie wycinam w ramach walki z warrozą, ale odsklepiam parę komórek trutowych i sprawdzam.
Jak na razie efekt jest taki iż tydzień temu nie znalazłem warrozy wyrywając całkiem sporo komórek z larwami trutnia. Na tym widelcu tylko fragment odsklepiania ;-)
Jak miałem rodzinę w żółtym ulu to efekty działalności warrozy widziałem jak również to co było w czerwiu. Było pełno warrozy, teraz jej nie widzę. Jest ale jednak raczej nie przekroczyła takiego poziomu aby dała się zauważać metodami organoleptycznymi, czyli obserwacji i przeglądania czerwiu.
Teraz kwitnie lipa, a po lipie czyli tak myślę że za trzy tygodnie profilaktycznie zastosuje kwas w trzech rodzinkach. A czwartą rodzinę która jest teraz najsilniejsza zostawię tak na żywioł, ale po ścisłą obserwacją. Ma bardzo dużo czerwiu, w każdym stadium. Nie mam oznak aby miała ochotę na rójkę. Siedzi już teraz na 13 snozach na czarno, a w wolnej przestrzeni cała masa pszczół młodych które mają ochotę na budowanie dalej plastrów. Lipa kwitnie, jest pożytek czyli duża szansa na porządną rodzinę na zimę.
Tak ze plan na ten rok czyli sprawdzenie takiej prostej metody aplikowania kwasu, i czy jest skuteczna na tyle aby do jesieni rodziny nie opadły jest w trakcie i napawa mnie optymistycznie.
Ul który zmodyfikowałem i trojaczki są całkiem fajne. Na razie mankamentów nie widzę. Zobaczę jesienią czyli gdy trzeba będzie zwężać gniazdo czyli wycofywać snozy z plastrami. Mam pewien pomysł i zobaczę czy się sprawdzi.
Jak się jest amatorem i ma parę uli do tego według własnego projektu i wykonane własnoręcznie. To można sobie nadawać im nazwy ;-)
Tak że kolejne przemyślenia, nauka na błędach dała pomysł na nowe rozwiązania i oto jest, a raczej są moje trojaczki.
Te przemyślenia i pomysł wziął się z przemyśleń które opisałem tutaj we wpisie New Hope - nowa seria
Ul spisał się wspaniale, przezimowały pszczółki dobrze, rozwijają się też na tyle dobrze że zrobiłem właśnie wczoraj odkładzik do drugiej połówki tego ula.
Tak że w moich trojaczkach zawarłem przemyślenia i poprawiłem to co było do poprawienia. Fajne uczucie tworzyć coś nowego ;-)
Tak że już dwa z nich są obsadzone pszczoły, z jednego starego TBH przeniosłem i sobie latają. Jutro zobaczę jak się czują co tam słychać.
A w kolejnym zostały podane dwa mateczniki wycięte z plastrów od rodzin które chciały się roić i zsypane cztery ramki pszczół. Taki zsypaniec został zrobiony i za parę dni sprawdzę jak im idzie.
I co mnie bardzo ciekawi czy w tym zsypańcu będą dobrze i prawidłowo budowały plastry na snozach które przygotowałem tak jak na zdjęciu.
I tak jak widać.
Wosk mam z dziewiczego plastra, mój plaster czysty wosk ;-)
I biorę kawałek wosku rozgrzewam w suszarce i robię z niego taki wałek
Potem naklejam go na środek snozy i liczę na to że pszczółki będą wiedziały co dalej robić.
W tym zsypańcu są już takie snozy zrobione tylko mają nie jako na wzór prosty plaster z macierzaka włożony. Więc będą budować pod snozą.
Tak że jutro o ile pogoda pozwoli będzie ciekawy dzień gdyż sprawdzę.
Trojaczka w którym pszczoły przełożyłem jak sobie radzą i pewnie dołożę snozę.
Zsypańca (z matką) czy budują plastry i co się w nim dzieje.
Macierzaka czy pociągnęły mateczniki ratunkowe i zobaczyłem wczoraj że zaczyna coś tam przybywać miodu na ostatnich plastrach. I są pierwsze kwiaty akacji.
I ciągle przyglądam się warrozie czy ją na pszczołach widać i czy są jakieś tam pszczółki z wykręconym skrzydełkami. Na dzień dzisiejszy nic takiego nie widzę.
Traktuj wpis czysto informacyjnie a nie jako zachętę do robienia "eksperymentów"
W sobotę (2 maja) podałem im kwas mrówkowy 60%. Powód bardzo prosty w piątek zobaczyłem całkiem fajne sztuki warrozy na pszczołach. Postanowiłem nie czekać na ich rozmnożenie. Kwas nie wiem czy pomoże ale równie bardziej może zaszkodzić. ;-(
Ale czuję się zmuszony to zrobić. Najważniejsze to przekonać się jak zadziała kwas mrówkowy.
Warrozy nim nie zwalczę ale mam zamiar zahamować jej rozwój. Podam
jeszcze raz we wtorek, przy okazji wytnę trochę czerwiu trutowego.
Na jesieni podawałem kwas dwa razy, matkom nie zaszkodził, warrozy, jako problemu nie zauważałem. Może
i tym razem, podany dwa razy, a może i kolejne dwa co cztery dni,
wytrzebi ją na tyle że rodziny tym razem dotrwają do kolejnej wiosny.
Sytuacja w ulu tym fajniejszym jest taka że czerwienie idzie pełną parą, całe plastry czerwiu od dołu do góry. Zjadają pokarm zimowy i nie widać dopływu miodu a wręcz właśnie ubywa zapasów. Mniszek dopiero zaczął nie dawno kwitnąć ale do nektarowania potrzebuje temperatury zdaje się powyżej 20 stopni, więc na razie lekko nie jest. Jeszcze plastrów nie ciągną dalej a pustych snooz nie dawałam. Ma miejsce aby czerwić.
Są już zasklepione i komórki trutowe czyli trutnie w drodze. Tylko patrzeć dwa tygodnie myślę jak będą pierwsze mateczniki. A wtedy robię odkłady.
Trochę czasu upłynęło odkąd mogłem po raz kolejny zajrzeć na dłużej do ula.
Praktycznie miesiąc takiej pogody, która nie pozwalała na to aby się dokładniej przyjrzeć rodzinkom.
Dzisiaj mogłem to zrobić i prezentuje poniżej dwa filmy z moich ulików.
Ta rodzina jest bardzo fajna, tak mi się wydaje, i z niej zrobię odkład jak tylko pojawią się mateczniki. Ul jest podzielony dokładnie na pół i do drugiej połowy przeniosę matkę z czterema plastrami
Ta tutaj rodzinka jest słabsza, nie dopilnowałem i za późno się zorientowałem że odkład jest leciutko rabowany gdyż w ulu były dziury. W ogóle ten ul jak będzie okazja pójdzie do modernizacji. A odkład z niego przeniosę do mojego starego żółtego Big Ona ;-)
Co więcej mogę o rodzinkach napisać, czerwią, już sobie nagromadziły zapas pierzgi braku im i mi do szczęścia dobrej pogodny. Tak aby zrobiło się cieplej i mogły ruszyć do prawdziwej pracy i matki do większego czerwienia. Dopiero zaczyna kwitnąć pierwszy mniszek, wiśnie parę kwiatków. Jeszcze tydzień i będzie naprawdę przyjemnie i kolejne filmy ;-)
Kwas mrówkowy
Tak wiem, używany nieostrożnie, jest niebezpieczny dla rodzin. Mam zamiar go jednak użyć teraz na wiosnę w stosunku do tej drugiej słabszej rodzinki. Widziałam tam warrozę a ten rok mam zamiar powalczyć z warrozą kwasem mrówkowym to raz.
A dwa to różnymi ziołami.
Zioła
Zioła też mają pomagać na warrozę, ciekawe czy to w końcu ktoś to jakoś na 100% zbada, że to pomaga. Napiszę, opracuje, zrobi doktorat czy coś innego. Gdzie będzie wyłożone ile czego i jak dymić. Ja do tej pory to w podkurzacz ładowałem świeże liście mięty albo melisy którymi nacierałem ręce jak szedłem robić odkłady. Ale podobno wiele ziół pomaga, to teraz będę wkładał to co mi rośnie w ogrodzie czyli szałwia, tymianek, mięta, melisa i rumianek. Ten ostatni jeszcze się nie nadaje to w takim razie kupiłem sobie w aptece saszetki.
Muszę o tym naprawdę poczytać i przygotować do takiego odymiania, może dlatego że lekarstwo rosnąć może w każdym ogrodzie brak jest badań prowadzonych przez instytuty sponsorowane przez koncerny. Bo wtedy jak tutaj ściągać i za co kasę od pszczelarzy.
Co dalej dalej to zastosuj kwas mrówkowy mam 60% i 80%. Poczekam jednak na pierwszy czerw trutowy, wytnę go i sprawdzę czy jest i ile w nim roztoczy.
Wiosnę już można uważać za otwartą. Wczoraj obleciały mi się porządnie już obie rodziny i w końcu mogłem je przejrzeć.
I to co zobaczyłem bardzo mnie ucieszyło.
Dwie zdrowe rodziny, pszczółki jak ze zdjęć, nie widać żadnych dziwnych wykręconych czy też postrzępionych skrzydełek. Warrozy również wzrokowo nie zobaczyłem, jak jest to pewnie pod paroma zasklepionymi komórkami. Ilość tych komórek można by pewnie policzyć na placach obu rąk czyli jak widać Czarnuchy nie dawały się zwieść na lekką zimę i nie szalały z czerwieniem. Natomiast są już jajeczka, co dobrze wróży, matki także żwawe, uciekały jak chciałem je pogłaskać. Pszczółki łagodne, bardzo łagodne, trzymały się plastrów i nie łaziły po całym ulu. W ulu zapach ładny, świeży, bez stęchlizny czy też znaków zaperzenia. Osyp nieduży, i raczej nie miały go czasu wcześniej wynieść, stoją w takim miejscu że południowe słoneczko za mocno nie dociera i się do tej pory oblatywały tylko raz i to w jednym ulu.
Natomiast co mnie zaniepokoiło to fakt iż nie mają pierzgi co w sumie nie powinno dziwić. Odkłady dostałem późno bo na początku lipca i tak dobrze że doprowadziłem je do takiego stanu że dały radę spokojnie zazimować. Ale ile cukrem karmiłem, to już pierzgę same musiały nosić i zapasu nie zrobiły. Gdybym był "dobrym" pszczelarzem to teraz powinienem im jakieś ciasto z pierzgą dać ale nie dam. Bo ma być naturalnie co prawda opóźni to rozwój rodziny ale myślę że sobie dadzą radę. Zostaje mi tylko obserwować jak pracują, czy noszą pyłek z
którym będzie trudno bo jednak z wyjątkiem paru leszczyn to wierzby
jeszcze nie ruszyły ;-(.
Kolejna sprawa to ilość zapasu jaka im została. Zostało im całkiem sporo tylko że po bokach gniazda, a tam nad gniazdem wyjedzone do samej góry. I gdyby tak zima potrwała jeszcze dłużej to kto wie jakby to mogło się skończyć, czy by przeszły w bok czy jednak zostały na górze. Te zapasy co zostały to są w dobrym stanie, nie widać pleśni, czy też śladów przemarznięcia. Ale na zrobienie odkładów raczej ich nie wykorzystam bo pewnie zjedzą je na potrzeby wiosennego rozwoju. Ale to był cukier więc niech jedzą.
Dalej to, mam kwas mrówkowy, więc jak pogoda się ustabilizuje to tak aby ranki zaczynały się nie od przymrozku ale tak mniej więcej 7 do 10 stopni ciepła to im zaaplikuje dawkę moją metodą ;-)
Zdjęciami i filmem nie mogę się pochwalić gdyż komórka po włączeniu nagrywania pokazuje stan baterii na zero ;-(
Takie słowa przyszły mi do głowy gdy robiłem ostatni przegląd ula z nowym odkładem.
New Hope - nowa seria, kolejny sezon przygód z natural beekeeping ;-)
Nie to że nic się w temacie pszczół nie dzieje. Dzieje się tylko nie ma co pisać o porażkach bo się ludzie krzywo patrzą i śmieją. Cisze budziesz dalsze ujdziesz. Dwa lata już się bawię z pszczołami i zapał wcale mi nie minął. Taki mam charakter że jak sobie cel obiorę i dopóki nie ma ściany to drążę.
Hasło ul w każdym ogrodzie bardzo mi przypadło do gustu i to będzie mój copyright ;-). Dzisiaj się tego nie da zrobić gdyż pszczoły bardziej niż moje kury zielononóżki okazało się że wymagają więcej od nich opieki. Muszę zwalczyć warrozę a raczej nauczyć się z nią żyć, a dwa to odpowiedni ul, tak aby ktoś kto zechce sobie koło domu postawić nie musiał od razu całego majdanu pszczelarskiego w postaci wirówek sobie do garażu wstawiać.
I minęły dwa lata odkąd zacząłem. Dwa lata niby szmat czasu ale jak sobie zdamy sprawę że cykl, sezon to rok a nie miesiąc czy tydzień. To wychodzi na to że raptem były tylko dwie zimy, dwie wiosny a nie 24 gdzie co miesiąc możemy poprawić coś co miesiąc wcześniej popsuliśmy.
W tym roku też trochę popsułem, za bardzo niecierpliwy byłem, a z racji tego że chce człowiek mieć więcej, lepiej itp. i uczę się cierpliwości.
O porażkach nie będę nic pisał, po co ma ktoś naśladować. Napiszę kiedyś w książce gdzie będzie opisany sukces jak go osiągnąć i tam będzie dział co było głupio robione i czego robić nie trzeba. Ku przestrodze pokazując jednocześnie drogę do sukcesu, który zamierzam odnieść ;-)
New hope to tak nazwę ten ul i tę rodzinę którą mam teraz i z którą wiąże duże nadzieje, widząc jak pracuje jesienią targając pyłek. Nie tylko z resztą z samą rodziną ale i ul mam nadzieje się sprawdzi. Ul też przeszedł spore modyfikacje, i kolejny będzie zrobiony tak że pojadę do znajomego stolarza z materiałem z rysunkami. I tam na porządnym sprzęcie zrobię tak ze elementy będą do siebie pasować. Denica osiatkowana i wysuwana. I mam nadzieję że mi to miesiąc dłubania nie zajmie.
Warroza cóż nie wyszło bez to trzeba leczyć, zacząłem kwasem mrówkowym. Nie wiem jak będzie na wiosnę, ten odkład warrozy nie powinien mieć warrozy a przekonam się na wiosnę. Przy wiosennym leczeniu o skuteczności kwasu mrówkowego i sposobu jaki go podaje.
I też kwasem jak ktoś leczy to każdy ma swoją metodą która według niego ma pomagać. Jak widać praktyka potrzebna.
A poniżej film z przeglądu.
New hope - nowa seria, kolejny sezon przygód mam nadzieję że tym razem pomyślniejszy. I będę mógł pisać więcej mądrzej.
I miód w roku tylko słoik, i to z racji tego ze trzeba było po rodzinie posprzątać ;-(
Na razie powyższy filmik z pszczołą Środkowoeuropejską Kampinoską, czarną.
Tyle mogę o niej napisać że jak oglądam inne filmy i pamiętam mojego BigOna to jest ona agresywna. Ale agresywna w tym sensie że jak się puknie przygniecie to się zrywają do ataku.
Ale jak robimy delikatnie i to co ostatnio odkryłem ze dać im pochodzić po ręku to wtedy idzie łatwo i przyjemnie. Co widać na filmie ;-)
W numerze z Maja jest artykuł o Zaleszczotku. Ja na informację o tym pseudoskorpionie trafiłem już jakiś czas temu a nawet znalazłem w UK sklep internetowy który go w saszetkach sprzedawał. Po dwie saszetki na ul.
http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl/
-------------------- Sylwia Gaida - Zaleszczotek – nasz przyjaciel „...pszczoły
miały niegdyś swojego >czyściciela<, który dawniej zasiedlał ule i
w ostatnich dziesięcioleciach popadł w totalne zapomnienie. Jest nim
przypominający skorpiona zaleszczotek". (S. Gaida)
------------------
I że jest nadzieja że będzie on pomocny w walce z warrozą.
Ale oprócz tego w artykule jest informacja że są pszczoły które same sobie radzą z warrozą. Cieszy mnie że w końcu ktoś to pisze w poważnej prasie Polskiej i przyznaje że się da. Europa w tej kwestii jest daleko za USA, jeżeli chodzi o selekcję i hodowlę pszczół ze względu na naturalną odporność na warrozę,
Jednak to czego się już zdążyłem doczytać, w różnych publikacja to fakt iż bez chemicznej walki z warrozą nie da się produkować przemysłowych ilości miodu, prowadzić towarowych pasiek. Gdyż przy obecności warrozy nie da się wyhodować silnych rodzin które dadzą po 100kg z ula ;-)
To tak jak nie da się mieć fermy świńskiej na 1000 sztuk tuczników bez stosowania, mączek, soi itp do tuczenia. Bo nikt nie będzie się w gotowanie ziemniaków bawił przy takiej ilości i maksymalizacji zysku.
Zaleszczotek był kiedyś w ulach czymś normalnym, ale w ulach, starych drewnianych, ciężkich itp. Tam miał dobrze i warunki do życia. A czego potrzebują to można przeczytać w artykule, ale generalnie to małych otworków, szczelin gdzie robią sobie gniazda. . Natomiast co jest ważne, dojrzałość płciową osiągają w 10 do 24 miesięcy od momentu wyklucia. Żyją cztery lata.
Zabijają je kwasy, chemia itp. Nie ma ich w ulach gdyż raz nie mają warunków do bytowania a dwa są zabijana w wyniku działań pszczelarza. Leczenia pszczół z warrozy. Należało by w takim razie na równi obserwować i hodować pszczoły jak i zaleszczotka.
Czy będzie możliwe że zaleszczotek zasiedlony w ulu obroni rodzinę przed warrozą?
I teraz jeżeli chodzi o hobbystów, amatorów to taki zaleszczotek może być i skoro go sprzedają alternatywą. Ale w przypadku pasiek towarowych gdzie raz mamy do czynienie z innymi ulami, plastikowe, styropianowe (chociaż da się w nim zaleszczotka zaszczepić). Ale takie ule są przewożone, jest rotacja korpusów, czyszczenie czy zaleszczotek będzie miał szansę się zadomowić??
To jedna sprawa.
Druga sprawa to skuteczność zaleszczotka, raz to iż sam zaleszczotek jest jak widać podatny na różne czynniki zewnętrzne, chemię itp bardziej niż pszczoła i warroza.
Dalej to powątpiewam aby był on na tyle skuteczny aby całkowicie wyeliminować warrozę, raczej będzie ja trzebił a ona dalej będzie trzebiła rodzinę. Ale całość będzie polegała na równowadze jak w naturze.
To oczywiście nie będzie zadowalało pszczelarzy zawodowych, towarowych a hobbystom powinno jednak wystarczyć.
I w tym momencie będzie dochodziło do konfliktów że jedni będą mówili że drudzy są zagrożeniem, że ich ule są roznosicielami chorób gdyż nie są leczone skutecznie pszczoły, czyli chemią.
Jedna smutna rzecz z tego artykułu to iż zaleszczotek jest zagrożony rzadki gatunek, w związku z tym sam do ula nie przyjdzie. Trzeba go "zaszczepić" a potem pilnować i dbać bardziej niż o pszczoły.
Tak że cieszy mnie iż można było przeczytać w końcu że pszczoły dadzą radę przeżyć bez człowieka i zabiegów pszczelarsko-chemicznych, czy też innych gdzie człowiek próbuje pokonać warrozę.
Jak będę robił kłodę o postaram się gwoździkami ponabijać otworków, szczelin. Może jakoś trafi się okazja zdobycia zaleszczotka i go zaszczepię.