Wiosna była przez dwa dni a potem znów zima, pszczoły w ulu siedzą.
A czy prawdziwej wiosny doczekają, trudno powiedzieć.
A ja chciałbym przedstawić problem, duży problem czyli Varroa destructor http://pl.wikipedia.org/wiki/Varroa_destructor
Ale co tam wiki, znalazłem stroną a na niej zdjęcia i film pokazujący z bliska co to jest. A jest to mówią, taka pszczela wsza, ja bym raczej określi pszczeli wampir. Bo o ile wsza nie do końca to wampir skutecznie potrafi wyssać życie. Tak samo te małe bydle też potrafi wykończyć rodzinę pszczelą na śmierć.
I tutaj materiał ze strony
http://lafamiliapicola.blogspot.com/2013/03/video-y-fotos-sobre-el-parasito-varroa.html
Leczyć można, leczyć należy i pszczelarze leczą, walczą z pasożytem bo chcą mieć miód.
Jest to pasożyt który uodparnia się na kolejne specyfiki i medykamenty które mu się aplikuje. Przestają działać a pasożyt wtedy dziesiątkuje pasieki.
W moim przypadku podjąłem się zadania że nie będę leczył. Ma za mnie zrobić to natura, czytałem że się da, że niektórym się to udaje.
Ma temu pomóc fakt że będę postępował robić dobrze pszczołom ale nie koniecznie dobrze na ilość miodu. Czyli naturalna zabudowa, bez węzy i włoszczyny, nie będę zapobiegał rójkom, zimowanie na miodzie. Jaki będzie efekt zobaczę.
Tak że z tym rokiem w nowych super ulach rozpocznie się moja prywatna wojna z tym wirusem. A będzie ona polegała na tym iż będę się starał stworzyć swoim pszczołom idealne warunki do egzystencji licząc na to iż one same wtedy, metodami naturalnym zrobią z pasożytem porządek.
Nie robiłbym tego gdybym nie czytał że się da, że są tacy który skupiając się na pszczołach a nie na ilości miodu są wstanie zaprzestać leczenia rodzin pszczelich z pasożyta i mieć pszczoły i miód. Nie tyle co zawodowcy ale hobbystycznie na potrzeby rodziny ma wystarczyć.
W każdym bądź razie wróg numer 1 i cel został pokazany ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz